Standard (EADGBE)

Ten, ktory rzucil na mnie sie niewiele szczescia mial

Bo wpadl prosto mi na kly i krew trysnela z rany

Gdym teraz - ile w lapach sil - przed siebie prosto rwal

Ujrzalem male wilczki dwa na strzepy rozszarpane!

Zginely slepe, ufne tak, puszyste klebki dwa

Bezradne na tym swiecie zlym, nie wiedzac kto je zdlawil

I zginie takze stary wilk, choc zycie dobrze znal

Bo z trzema naraz walczy psami i z trzech ran naraz krwawi

Oblawa...

Wypadlem na otwarta przesrzen piane z pyska toczac

Lecz tutaj tez ze wszystkich stron zla mnie otacza won

A mysliwemu, co mnie dojrzal, juz sie smieja oczy

I reka pewna, niezawodna podnosi w gore bron!

Rzucam sie w bok, na oslep gnam, az ziemia spod lap tryska

I wtedy pada pierwszy strzal, co kark mi rozszarpuje

Wciaz pedze, slysze jak on klnie! I krew mi plynie z pyska

On strzela po raz drugi, lecz teraz juz pudluje

Oblawa...

Wyrwalem sie z oblawy tej, schowalem w jakis las

Lecz ile szczescia mialem w tym, co kazdy chyba przyzna

Lezalem w sniegu jak niezywy dlugi, dlugi czas

Po strzale zas na zawsze mi zostala krwawa blizna!

Lecz nie skonczyla sie oblawa i nie spia goncze psy

I gina ciagle wilki mlode na calym wielkim swiecie

Nie dacie z siebie zedrzec skor! Broncie sie i wy!

O! Bracia wilcy! Broncie sie nim wszyscy wyginiecie!